Archiwum 17 sierpnia 2020


Kuba Jurzyk w Krakowie
17 sierpnia 2020, 17:09

8-10 Sierpień 2020
W końcu.
Po sześciu miesiącach zamknięcia w monotoni i zarazy. Pierwszy koncert, który nie został odwołany.
KUBA JURZYK W KRAKOWIE.
W normalnej sytuacji mocno zastanawiałabym się, czy wyjazd na drugi koniec Polski, to dobry i opłacalny pomysł. Jednak.. w obecnej sytuacji nie wahałam się, ani minuty. Postanowiłam odwiedzić Małopolske i spędzić tam cały weekend.



Po przyjeździe do miasta i meldunku w hostelu - Master Corner Geust Rooms - ruszyłam od razu w drogę do Klubu Studenckiego "Żaczek", w którym miał odbyć się koncert Kuby Jurzyka - jedengo z wielu wokalistów Studia Accantus, które jest dość często wspominane na tym blogu. Charyzmatyczny, pełen energii i niesamowicie utalentowany wokalnie człowiek.
Na miejsce przybyłam, jak zwykle za wcześnie. W budynku słychać było jeszcze odgłosy próby. Niepewna jednak tego, czy trafiłam w dobre miejsce, zagadnęłam dziewczynę w słomianym kapeluszu, stojącą nieopodal. Jak później się okazało, miała na imię Kasia i też czekała na recital. Szybko złapałyśmy dobry kontakt i postanowiłyśmy przeżyć to niezwykłe wydarzenie razem.
Koncert był stojący, widownia mogła usiąść przy stolikach podstawionych pod ścianą, jednak wybrałyśmy miejsce niedaleko sceny (by móc dziko skakać i bawić się z Kubą!).
To było naprawdę gorące lato, a już na pewno najgorętszy weekend. W ciągu dnia temperatura sięgała 35 stopni, wieczorem nie było lepiej. W pomieszczeniu było okropnie duszno, dodatkowo fakt nakazu noszenia maseczek nie umilał nikomu sytuacji. Sam artysta po wkroczeniu na scene licznie żartował z warunków w jakich przyszło mu dziś śpiewać.
Recital okazał się być żywym ogniem. Kuba zaprezentował utwory własne, jeszcze nigdzie nie publikowane oraz te które były wszystkim dobrze znane. Nie zabrakło "Nigdy nie ulegne" i "Będę wracał" z Mustanga z Dzikiej Doliny. Nie bez powodu fanclub tego wokalisty nosi nazwę " Mustangi Jurzyka". Klasyką było wykonanie utworu "Być dla kogoś", który jest niewątpiwą wizytówką artysty. Piosenki autorstwa własnego, nie są dostępne na ten moment publicznie, więc tytułów niestety nie mogę przytoczyć.

Kuba, czekamy na płytę!



Po koncercie nastała, jakże trudna, jak i przyjemna część powrotu do bazy noclegowej. Z dziewczynami wymieniłam się kontaktami i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Nie mogłam po prostu przyjechać do Krakowa i niczego nie pozwiedzać. Nie byłabym sobą. Niedziele jednak postanowiłam spędzić poza granicami miasta, Rynek i Smok Wawelski poczekają. Na ten dzień zaplanowałam coś bardziej przytłaczającego, bo czemu nie! Korzystając z okazji wybrałam się do Oświęcimia i znajdującego się w nim były obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Niezapomniana wycieczka, która na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Nie będę się rozpisywać na ten temat, bo jednak nie jest to tematem przewodni tego postu.
Przejdźmy, więc do wyczekiwanego Starego Miasta! Spacer, jaki sobie zafundowałam był tylko zabiciem czasu przed wycieczką do Wieliczki. Jej też nie mogłam sobie odpuścić. Piękna i najsławniejsza kopalnia soli. Nieskończoność korytarzy, półmrok, orzeźwiający chłód (przypominam -na powierzchni 35 stopni!) i piękne widoki na głębokości 135 metrów. Nie mogłam spędzić lepiej tego dnia. Niestety, po powrocie na powierzchnię, czekała mnie piekielnie długa podróż powrotna do Szczecina.