23 lutego 2020, 20:38
Łódź 21.02.2020
Po raz kolejny odwiedziłam Teatr Muzyczny w Łodzi. Tym razem Les Miserables.
Musical stworzony na podstawie powieści Victora Hugo, o takim samym tytule poznałam kilka lat temu. W telewizji trafiłam na Londyńską 25-tą rocznice spektaklu. W roli Mariusa - Nick Jonas. Poruszyła mnie historia i losy młodych bohaterów. Rewolucja francuska, czas barykad, świadomość, jak dużo można było stracić przez wojnę, jak i zyskać. Chciałam od dłuższego czasu zobaczyć przedstawienie na żywo, jednak póki nie miałam odwagi podróżować po Polsce zadowalałam się ekranizacjami. W 2012 roku dostałam piękny prezent w postaci nowej aranżacji Nędzników - z nową (dość sławną) obsadą.
W styczniu doszła do mnie informacj, że aktor którego bardzo cenię, gra swoje ostatnie terminy w łódzkim teatrze. Wypadały one na czwartek i piątek (20-21.02). Stwierdziłam, że muszę jechać. Jak nie teraz to nigdy. Wzięłam wolne w piątek, żeby spokojnie dojechać do Łodzi na 18:30. W międzyczasie, na kilka dni przed wyjazdem dowiedziałam się, że Jakub Wocial - owy aktor - w piątek zagra jeden poranny spektakl. Tak, więc nie będzie go na wieczornym. Zrezygnowana i trochę rozżalona postanowiłam nie rezygnować i pojechać nawet nie znając obsady. Pierwszy raz pojechałam na spektakl nie dla artysty, a dla przedstawienia samego w sobie.
Droga do Łodzi nie różniła się od poprzedniej. Znów pojechałam FlixBusem z przesiadką we Wrocławiu. Tym razem jednak postanowiłam wykorzystać godzinną przerwę między kursami i spotkałam się na miejscu z siostrą, która obecnie we Wrocławiu mieszka. Stwierdzenie "wpadła do Wrocka na kawę" bardzo mi się podoba i obiecałam sobie, że będę robiła tak częściej!
Zatrzymałam się w hostelu Flamingo. Dwie ulice od ul. Piotrkowskiej i 10 min od dworca Łódź Fabryczna. Do teatru postanowiłam pojechać autobusem. Miałam bezpośrednie połączenie linią 57 (park Sienkiewicza - Północna).
(tabliczki w hostelu)
Na miejscu byłam wcześniej. Z powodu męczocego mnie od kilku dni przeziębienia nie czułam się najlepiej. Nie wyglądałam też dobrze. Poza kaszlem i smarkaniem dorobiłam się wypieków na policzkach. Skorzystałam, więc z kawiarni przy teatrze. Wypiłam tam swoją setną tego dnia herbatę. Sąsiadów na widowni miałam bardzo wyrozumiałych. Mimo dyskomfortu bawiłam sie świetnie!
Spektakl zaskoczył mnie pod kilkoma względami. Przede wszystkim muszę wspomnieć o roli Thénardier, w którą wcielił się Mateusz Deskiewicz. Stworzył on niezwykłą postać. Oddał cały spryt i humor, ale pozbawił ją w dużej mierze komizmu. W ten sposób powstał karczmarz, jakże ważny dla rozwoju wydarzeń, który rozładowuje atmosferę swoim charakterem. Nie jest on głupim, wpatrzonym w pieniądze łazarzem. Widzimy go jako inteligentnego na swój sposób, nienawidzącego bogaczy mężczyznę, który bądź co bądź, dba o swój własny interes w ciężkich czasach. Kolejnym zaskoczeniem tym razem z lekka powierzchownym była odtwórczyni roli małej Cosette. Cały czas widziałam ją jako małą blondyneczkę aniołka.. W tym spektaklu przedstawiona jako aniołek owszem, ale brązowowłosy. Jeśli już poruszamy temat włosów koniecznie pochyle się nad postacią Javert'a. W pierwszej scenie, gdzie dane było mi zobaczyć Pawła Erdmana bez okrycia głowy byłam zaskoczona. Nie dość, że szatynowy anioł, to jeszcze łysy stróż prawa! Może i nie ma powodu, aby się dziwić, ale mnie osobiście to rozbawiło. Zatrzymując się jeszcze chwilę przy Pawle muszę wspomnieć jego niesamowity, wgniatający w fotel głos. Gwiazdy w jego wykonaniu przeniosły mnie do innego świata. A scena samobójstwa niesie się dalej w mojej duszy. O ile można nazwać samobójstwo pięknym, o tyle wykonanie go przez Teatr Muzyczny w Łodzi zachwycił mnie swoim realizmem. Zastanawiałam się jak można coś takiego przedstawić w warunkach scenicznych. Widać postęp techniki był tu bardzo przydatny. Nie zapominajmy o młodym talencie Pawła Szymańskiego, który w porywający serce sposób odegrał rolę Gavroche'a. Niepozorny, trochę nieśmiały z początku dotrzymał poziomu starszym kolegą do końca. Jego ostatnia piosenka chwyta za serce i rozbija duszę słuchacza.
Pozostałe postacie, które nie zostały opisane również mocno mnie zachwyciły głosem, grą i emocjami. Mówię tu o Januszu Kruścińskim - Jean Valjean; Katarzynie Łasce - Fantine; Monice Mulskiej - Eponine oraz Marcinie Wortmannowi - Marius. Im należą się wielkie brawa za udźwignięcie głównych postaci i pięknym ich zaprezentowaniu. W ich wykonaniu Les Miserables to naprawdę wyciskacz łez!
Powrót do domu był jeszcze szybszy niż ostatnio. Pociąg miałam ok. 4 rano. Zaspana, nadal pełna emocji i smutna, że muszę opuścić to piękne miasto. Jednak do trzech razy sztuka ;)